wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 5

Nie spojrzałam w stronę Alice ani razu. Nawet się nie poruszyłam. Wzrok skupiłam na powierzchni blatu ławki i studiowałam go tak dokładnie, jakby od tego zależało moje życie. Jednocześnie walczyłam z moim oszalałym sercem, czerwienią na policzkach i nerwowym zagryzaniem wargi. Czułam, że jeszcze chwila, a moje zęby pozostawią krwawy ślad na mojej twarzy. Modliłam się o to, by w końcu rozbrzmiał dzwonek, lecz z drugiej strony nie chciałam konfrontacji z Alice. Boże, czemu tak bardzo przejmuję się reakcją jej brata? I dlaczego sama tak dziwnie na niego reaguję? Przecież to mój nauczyciel! To, że jest przystojny nie ma nic do rzeczy! Tak bardzo chciałabym mieć teraz mamę przy sobie…
- Dziękuję wszystkim za to, że odważyliście się choć w części o sobie opowiedzieć. Jestem pod wrażeniem. Cieszę się, że będę uczył tak różnych i jednocześnie ciekawych ludzi. Na jutrzejszej lekcji zrobię wam mały test z wiedzy biologicznej. Obiecuję, że nie będzie zbyt trudny, choć mogą się zdarzyć podchwytliwe pytania. Na dziś to wszystko, możecie opuścić salę, macie dziś dłuższą przerwę. Do zobaczenia.
Wszyscy, oprócz mnie, podnieśli się z entuzjazmem ze swoich miejsc. Żaden uczeń nie pogardzi dłuższą przerwą. Ale nie potrafiłam do końca ocenić czy w Alice było więcej entuzjazmu od ciekawości. Z ociąganiem ruszyłam za moją nową przyjaciółką. Wyszłyśmy przed budynek szkoły, choć pogoda nas do tego nie zachęcała. Wiedziałam, że dzięki temu nikt nas nie podsłucha.
- Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, co usłyszałam. – odezwała się Alice. – Mój brat od bardzo dawna nie miał dziewczyny. Nasi rodzice zaczęli nawet zabierać go na różne spotkania i imprezy, gdzie poznawali go z córkami swoich znajomych. Żadna nie przypadła mu do gustu. Kiedyś, to były czasy jak ja miałam koło 8 lat, kręcił z dziewczyną o imieniu Tanya. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego się rozstali. Z drugiej strony nigdy mnie to nie interesowało. A teraz coś takiego. Dla niego żadna dziewczyna, którą spotkał nie była ładna, o inteligencji nie wspominając. A Ty zdobywasz punkty…
- Jakie punkty, o czym ty mówisz? Jestem twoją przyjaciółką, a jego uczennicą. Powiedział coś, co było miłe. Po prostu. Wiele osób mówi, że pasuje mi imię Bella. Dla mnie to normalne. – starałam się ukryć moje zdenerwowanie.
- Bella. Przecież ja mam oczy. Gdy tylko wszedł do sali zrobiłaś się spięta, zaczęłaś unikać jego wzroku, a gdy powiedział, że pasuje ci imię Bella zaczerwieniłaś się, jakbyś weszła w mroźny poranek do ciepłego domu. Edward ci się podoba. – raczej stwierdziła niż spytała.
- Jest przystojny, ale nic na to nie poradzę. Proszę cię, chodźmy już do szkoły, bo spóźnimy się na angielski. A ja nie chcę wyjść na spóźnialską. – próbowałam uciąć tą dyskusję.
- Okej, ale obiecuję, że nie zostawię tak tego, co się dzieje…
Alice ruszyła w stronę drzwi. Tak po prawdzie to nie spodziewałam się, że odpuści. Jedyne o czym marzyłam w tej chwili, to zapomnieć o tym, jak bardzo źle się czułam z tym, co zaszło dzisiejszego ranka. Na każdej lekcji siedziałam z Chochlikiem, ale do przerwy obiadowej nie odzywała się do mnie prawie wcale. Przed stołówką zaproponowała mi, żebym przyłączyła się do jej paczki. Wytłumaczyłam jej, że chciałabym jeść obiady z Angie, ponieważ czas, który z nią spędzam uległ znacznemu ograniczeniu. Zgodziła się, ale widziałam w jej oczach pewnego rodzaju zawód. Pewnie chciała mnie przedstawić. Założę się, że nadarzy się ku temu nie jedna okazja.
Angela zauważyła, że jestem zestresowana. Z troską zapytała co się stało i kto mnie wkurzył, a ja ciągle wykręcałam się jutrzejszym testem z biologii. Bałam się powiedzieć jej o tym, co zdarzyło się na mojej pierwszej lekcji. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Pozostała część dnia minęła spokojnie. Alice nie boczyła się na mnie tak bardzo, jak przed obiadem, a Angie nie przestała się zachwycać moim samochodem. W domu zrobiłam pyszny obiad dla Charliego, a potem zabrałam się za naukę do testu z biologii. Nie wiedziałam, czego mógł dotyczyć, więc powtarzałam wszystko, co tylko przyszło mi do głowy. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że muszę dobrze wypaść i to nie ze względu na to, że chcę zdobyć stypendium.
Noc miałam niespokojną. Cały czas wracał do mnie jeden sen – z ciemności wyłaniała się para przerażających oczu, które wpatrywały się we mnie uporczywie, ale nie mogłam dostrzec twarzy tego, do kogo te oczy należały. Ten wzrok hipnotyzował, a jednocześnie strasznie odpychał. Co jakiś czas budziłam się przerażona.
Gdy w końcu zabrzmiał dźwięk budzika, a ja udałam się do łazienki, wiedziałam, że ten dzień będzie straszny. Zanim weszłam pod prysznic zdążyłam zbadać moim małym palcem u stopy, czy szafka w łazience jest na swoim miejscu. Potem zepsuła mi się suszarka, więc musiałam zostawić włosy w totalnym nieładzie. Postawiłam dziś na wygodę, ponieważ nie miałam czasu wybrać modnego zestawu. Śniadanie zjedliśmy z Charliem w locie. Wiem, że się nie spisałam, ale kanapki nie są takie złe. Po Angelę zajechałam dość późno, więc w szkole zjawiłyśmy się na 3 minuty przed dzwonkiem. Gnałam co sił w nogach do gabinetu biologicznego, a tam okazało się, że pan Cullen kazał usiąść każdemu osobno. Myślałam, że zwariuję. Ale po chwili dopiero zrozumiałam, że piekło się zaczyna. Przeczytałam pobieżnie pytania na teście – były strasznie trudne, ale na szczęście wczoraj powtórzyłam materiał. Wzięłam się do pracy. Test skończyłam wypełniać 10 min przed końcem czasu i oddałam go mojemu nauczycielowi. Gdy podawałam mu pracę spojrzałam prosto w jego zielone oczy. One były takie piękne. Ciężko mi było opanować rumieniec wpływający na policzki. Wyszłam szybko z gabinetu i czekałam, aż Alice skończy swój test. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego tak reaguję na pana Cullena. Pewnie ma o mnie nieprzychylne zdanie - przecież zachowuję się, jakbym nigdy nie obcowała z przystojnym mężczyzną i każde jego spojrzenie powoduje, że czuję się jak mała dziewczynka...
Po chwili młodsza siostra mojego nauczyciela wyszła z sali. Podeszła do mnie z dużym uśmiechem na ustach.
- Czyżbyś rozwaliła test swojego brata na łopatki? – zapytałam z lekką drwiną w głosie.
- Nie, ale widziałam jak na siebie patrzyliście! – myślałam, że Alice zaraz wyrosną skrzydełka i z radości zacznie latać po korytarzu.
- Coś ty sobie znowu ubzdurała?
- Ja nic sobie nie ubzdurałam, po prostu wiem, jak to będzie.
- Jaaasne, bo uwierzę, że jesteś jasnowidzem.
- Zobaczysz, grubsza sprawa się szykuje!

~*~*~*~*~*~

Oto kolejny rozdział! Tak po prawdzie to nie wyszedł mi rewelacyjnie, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Enjoy :)

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 4

Bip-bip. Bip-bip. BIP-BIP! Dźwięk budzika był coraz bardziej uporczywy. Od niechcenia walnęłam stojące na szafce nocnej urządzenie. Podniosłam głowę. Próbowałam sobie przypomnieć mój sen, bo wydawał mi się bardzo ważny, ale słabo mi szło. W końcu usiadłam na brzegu łóżka, odnalazłam moje kapcie, złapałam czystą bieliznę i poczłapałam do łazienki, by pod prysznicem pozbyć się resztek snu. Przez cały czas zastanawiałam się, co na siebie włożyć.  Po wyjściu z kabiny wysuszyłam włosy, związałam je w wygodny koński ogon i nałożyłam najdelikatniejszy makijaż pod słońcem. Uwielbiałam się malować w stylu „no make-up”. Wróciłam do pokoju, ale dalej nie miałam pomysłu, co na siebie włożyć. A musiałam się pospieszyć, bo śniadanie samo się nie zrobi. Nagle moje spojrzenie padło na brązowe trampki. W mojej głowie zaraz ułożyłam skromny zestaw w odcieniach brązu. Szybko włożyłam na siebie ubranie i pobiegłam do kuchni.
Przed lodówką stał Charlie. Wyciągał właśnie sok pomarańczowy. Wyminęłam go, chwyciłam pozostałość z wczorajszej kolacji. Po chwili zorientowałam się, że nie mogę znaleźć farszu do naleśników. Widocznie mój tata zgłodniał w nocy i wyjadł to, co mu najbardziej smakowało. Wstawiłam więc naleśniki do mikrofali, żeby były cieplutkie i złapałam się za robienie bitej śmietany do truskawek, które jakimś cudem Charlie dorwał we wrześniu. Postawiłam wszystko na stole. Widziałam, jak tacie świecą się oczy na takie przysmaki. Lubiłam patrzeć na to, jak przygotowywane przeze mnie jedzenie sprawia mu przyjemność.
- Jak ci się jeździ nowym samochodem? – spytał niby od niechcenia, ale wiedziałam, że ciekawość zżera go od środka.
- Bardzo dobrze. Łatwo się prowadzi, a pomimo jego wieku nie miałam problemów z silnikiem, więc jest cudnie. – odpowiedziałam. Jestem naprawdę zadowolona ze stanu mojego samochodu.
Resztę śniadania zjedliśmy w milczeniu, jak to się dzieje każdego dnia. Charlie złapał za swoją kaburę, pożegnał się w drzwiach i pojechał do pracy. Ja posprzątałam w kuchni, poszłam na górę po swoją torbę i wyszłam z domu. Szybko dojechałam pod dom Angeli. Była 7:40, więc miałyśmy spory zapas czasu przed pierwszym dzwonkiem tego dnia. Gdy moja przyjaciółka wyszła z domu i zobaczyła mój samochód to zatrzymała się w półkroku. Jej mina była przezabawna. Palcem pokazywała na mnie, miała szeroko otwartą buzię, a oczy wielkie jak spodki od filiżanek. Zaśmiałam się na ten widok.
- Panna Weber się pozbiera, wsiądzie do samochodu i pojedzie ze mną do szkoły, bo inaczej mózg z wysiłku pannie wyparuje. – drwiłam z niej.
- No przepraszam cię bardzo, ale nie wydaje mi się, żeby szeryf zarabiał miliony w policji. Przecież taki klasyk musi kosztować kupę szmalu!
- Wiem, wiem. Ale nie chciał mi powiedzieć skąd go ma i ile kosztował. Zaświadczył tylko, że nie ruszył pieniędzy na moje studia. Jak rozmawiałam wczoraj z mamą to czułam, że coś wie, ale nie miałam już siły wyciągać z niej tej informacji.
- Kurczę, że jeszcze żaden przystojniak na niego nie poleciał… - moja przyjaciółka z niedowierzaniem kręciła głową.
- Angie, mam go tylko dobę, to wcale nie jest długi okres czasu.
Dojechałyśmy pod szkołę. Odprowadzając ją pod pracownię plastyczną zdążyłam poznać szczegóły jej wczorajszego popołudnia. Opowiadała mi o tym, jak umówiła się z Newtonem i jak wielkim palantem się okazał. Wspominała też coś o tym, że rzekomo mu się podobam. Może to i prawda, ale wczoraj nie odważył się odezwać do mnie choćby jednym słowem.
- Chociaż nie zdziwię się, jak mu dzisiaj oczy wyjdą, gdy ty wejdziesz na stołówkę. W sumie od kiedy zaczęłaś tak dobrze wyglądać? – dogryzała mi Angie.
- Doszłyśmy z mamą do kompromisu na wakacjach. Ja uznałam, że mogę się modniej ubierać pod warunkiem, że ona przestanie do mnie dzwonić co godzinę. Pamiętasz, jakie to było denerwujące?
- Też bym poszła na taki kompromis.
- Dobra, ja uciekam, bo spóźnię się na moją pierwszą lekcję biologii. Trzymaj kciuki, podobno biologii uczy jakiś nowy nauczyciel.
- Do zobaczenia na stołówce!
Ruszyłam w stronę gabinetu biologicznego. Miałam do pokonania niezły kawałek drogi, bo mój gabinet znajdował się w drugim końcu budynku, na dodatek dwa piętra wyżej. Ale dzięki moim ostatnim treningom nie mam problemów z kondycją, więc w miarę szybko znalazłam się u celu. Gabinet był otwarty, a w środku siedziała już większość klasy. Znalazłam wzrokiem Alice, podeszłam do niej i przywitałyśmy się serdecznie. Zajęłam wolne miejsce obok i zaczęłyśmy rozmawiać. Zbliżał się koniec przerwy, ale naszego nauczyciela nie było jeszcze w środku.
- Bella, powiedz mi skąd masz ten samochód. – Alice zaczęła mi drążyć dziurę w brzuchu na temat mojego Camaro.
- Przecież wczoraj ci mówiłam. To prezent od mojego taty z okazji rozpoczęcia nauki w liceum. Nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę prezentów. Chociaż ten prezent był wyjątkowo udany. – uśmiechnęłam się mimo woli.
- Ja zawsze marzyłam o takim samochodzie. Nawet nie wiesz, jak ciężko je kupić. Na świecie zostało ich naprawdę niewiele. A ten twój jest chyba w idealnym stanie. Nawet ma żółty, kultowy lakier. Który to rocznik w ogóle? I jaką ma pojemność?
- Wyprodukowany był w 1969 roku…
Zaczęłyśmy rozmawiać na temat nowinek technicznych odnośnie samochodów, gdy zadzwonił dzwonek. Po chwili do sali wszedł nasz nauczyciel. Dopiero wtedy zorientowałam się, że przecież Alice mi o nim opowiadała. To był jej najstarszy brat. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam oderwać od niego oczu. Był bardzo wysoki. Miał na pewno ponad 180 cm wzrostu. Jego kasztanowe włosy ułożone były w wystudiowanym nieładzie. Miał hipnotyzujące zielone oczy. Wyglądał bardzo młodo. Jeśli to o nim mówiła Angie, mogła mieć rację nawet bez rozbierania go. Faktycznie miał ciało Adonisa. W końcu oderwałam od niego wzrok i uciekłam spojrzeniem w bok sali. Po chwili miałam wrażenie, że on wpatruje się w czubek mojej głowy. Tak bardzo żałowałam, że związałam dzisiaj włosy. Gdyby były rozpuszczone, mogłabym się ukryć. Założę się, że zaraz zaczerwienię się bez żadnego ważnego powodu.
- Dzień dobry. Nazywam się Edward Cullen i będę was od dzisiaj uczyć biologii. Mam nadzieję, że będziecie się przykładać do tego przedmiotu, gdyż nie toleruję niekompetencji i nieodpowiedzialności.
Nie mogłam za bardzo skupić myśli. Nawet jego głos działał na mnie w ten dziwny sposób. Widziałam wielu przystojnych mężczyzn, ale żaden nie hipnotyzował mnie i nie powodował dziwnej elektryczności, która podążała po moim ciele, tylko dlatego, że stał kilka metrów przede mną.
- Okej. Dzisiejsza lekcja będzie przebiegała w inny sposób. Chciałbym was poznać. Będę odczytywał po kolei wasze nazwiska, a osoba wyczytana wstanie, przedstawi się i powie coś ciekawego o sobie. Może ja zacznę. W prawdzie wiecie już jak się nazywam, ale to wszystko, co dane było wam poznać. W zeszłym roku obroniłem dyplom biologa, a od początku września pracuję tutaj. Pochodzę z Chicago, a oprócz biologii kocham jogging, literaturę i dobrą muzykę. A teraz poproszę pannę Adams.
Znów każdy z nas wstawał i mówił to, co wczoraj. Gdy przyszła kolej na Alice, byłam ciekawa co powie przy swoim bracie. Wypowiedziała typową dla takich sytuacji formułkę. Nie wspomniała nic na temat ich pokrewieństwa. Zastanawiałam się dlaczego. Zapatrzyłam się w widok za oknem. Na widnokręgu zbierały się ciężkie chmury, co oznaczało niezłą ulewę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos pana Cullena:
- Panna Swan.
Wstałam niepewnie. Jedyne, o co prosiłam Boga, to brak kompromitacji na dzisiejszej lekcji.
- Nazywam się Isabella Marie Swan, ale wolę, gdy ludzie zwracają się do mnie Bella. Jestem córką tutejszego szeryfa. Marzę, że w przyszłości zostanę lekarzem. Uwielbiam czytać książki, a ostatnio moją pasją jest sport.
- Dziękuję. Pasuje do ciebie imię Bella.
Byłam jedyną osobą do tej pory, której powiedział cokolwiek oprócz dziękuję. Alice spojrzała na mnie wielkimi oczami, a ja usiadłam i spuściłam głowę. Czułam, że policzki palą mnie niemiłosiernie. Pewnie moja twarz przybrała odcień buraka. Po chwili zobaczyłam, że na mojej części ławki leży poskładana kartka, a w środku pięknym pismem Alice nakreśliła takie słowa:





~*~*~*~*~*~
Przepraszam za tak długą nieobecność. Czemu nie pisałam latem - nie wiem, a potem zaczęła się klasa maturalna. Teraz nowy okres w moim życiu i mam nadzieję, że doprowadzę bloga do końca :) Miłego czytania! Enjoy ;)

P.S. Jeśli macie siłę to napiszcie, co sądzicie o mojej twórczości :)